dziś będzie o historycznym wyczynie na tyle wzniosłym i spektakularnym, że aż godnym by o nim wspomnieć światu w setną rocznicę odzyskania niepodległości przez naszą ukochaną Rzeczpospolitą. niejako jest to okazja nad wyraz wręcz idealna. bo symbolicznie rzecz biorąc nie byłoby możliwe jedno bez drugiego. życie w wolnym kraju, jako wolny człowiek mający wolne prawo do wyborów, zarówno powszechnych jaki i innych życiowo-wszelakich, jest nadrzędnym dobrem pojedyńczej jednostki homo sapiens jak i ogółu ludzkości. a przynajmniej tak powinno być. a że w Rzeczpospolitej jest, trzeba się tego trzymać, cieszyć i korzystać! amen 🙂
i własnie dlatego, że króluje nam wolność i niepodległość, mogliśmy naszym Stadem dokonać czegoś wielkiego. korzystając z przysługującego nam prawa do swobodnej wędrówki wyruszyliśmy ku przygodzie by zaliczyć z Z. jej premierowe górskie szczytowanie 🙂
z racji, że tak jak pierwsze dobre wrażenie można zrobić tylko raz, tak samo tyczy sie to zdobycia pierwszego górskiego szczytu (gremium rodzinne nie zaliczyło Z. jako premierowego wejścia, zdobycia Łysicy w wieku płodowym 🙂 ) dlatego cała akcja była planowana skrupulatnie już od pierwszych dni życia Z.
pierwsze podejście, kilka miesięcy temu, reklamowane jako Zochan Explorejszyn Edyszyn 1.0 nie powiodło sie z racji niesprzyjającej pogody. teraz postanowiliśmy nie robić już tyle szumu i odpowiednio przygotować się do wyprawy z dala od medialnego zgiełku. kluczowe było zsynchronizowanie urlopu z przyjaznym oknem pogodowym. razem z procesem ząbkowania Z. były to czynniki zapewniające nam lekki dreszczyk emocji i zastrzyk dodatkowej adrenaliny. ale pani polska złota jesień okazała sie łaskawa, a Z. przed wyjazdem zaprezentowała światu kolejnego siekacza. można było ruszyć w drogę. z racji, że staram sie wychowując córke dbać mocno o rozwój jej sfery mentalno-duchowej, to cel wyprawy mógł być tylko jeden. Ślęża. pradawny ośrodek pogańskiego kultu, który ponoć sławny był w okolicy z organizacji tysiąc lat temu corocznego Kupała’s Night Festival 🙂
nie pozostało nam nic innego jak porzucić utarte miejskie szlaki i stanąć twarzą w twarz z naszym przeznaczeniem
byliśmy świetnie przygotowani. sprzęt spełniał najwyższe parametry super-nanotechnologiczno-wytrzymałościowe prezentując przy okazji najnowsze trendy haute couture 🙂
tak profesjonalnie uzbrojeni mogliśmy obrać jedyny słuszny kierunek i zaatakowć masyw Ślęży
okno pogodowe pozwoliło na realizację założonego planu, czyli ataku w stylu alpejskim wyznaczając klasyczną direttissimę
zmaganie z wysokiścią szło nam całkiem sprawnie i rysujące się przed nami perspektywy wyglądały obiecująco
mijaliśmy pozostałości po obozach ekip wspinających się w sezonie letnim
Z.okazała się świetnym strategiem. wiedząc, że najwięcej wypadków zdarza się podczas zejścia ze szczytu, dbała o właściwe rozłożenie sił i odpowiednią regeneracje już w trakcie finałowej wspinaczki 🙂
ŚLĘŻĄ (718 m. n.p.m) ZDOBYTA! PEŁNE ZWYCIĘSTWO!!! Z. stała sie najmłodszą Zdobywczynią (rok i 22 dni), która osiagnęła ten szczyt w sezonie jesiennym bez użycia jakiejkolwiek kaszki i bez zmiany pampersa 😀
na szczycie poza wzajemnymi gratulacjami nie obyło się bez skandowania wzniosłych haseł i pompatycznych przemówień (wspomniany, powyższy znak zwycięstwa z racji, że nie licował z pogańskim miejscem kultu, nie zmieścił sie w kadrze 😛 )
na koniec, niesieni euforią, która udzieliła się wszystkim członkom naszego stada, spojrzeliśmy w kierunku następnej przygody…Wielka Sowa już czeka 🙂
cdn