FESTIWALOWO

tak się jakoś w ostatnich latach utarło, że początek lutego w Sz. to czas festiwalu o wdzięcznej nazwie „o góry!”. od lat tam zaglądamy jako sympatycy imprezy, by popatrzeć sobie jak to robią inni. ja oczywiście zawsze po kilku dniach oglądania tam gór wszelakich, konsumowanych na różne sposoby, mam potem sraczkę pomysłów na to gdzie, kiedy i z kim.

w tym roku było jednak bardziej wstrzemięźliwie. oczywiście nie będę skarżył, przez kogo. i oczywiście, że nie będę zaprzeczał, że to przez Z.

i tak zamiast karnetu na całą imprezę pojawiliśmy się na chwilę. wszystko z racji wieku Z. i wynikającego z tego jej braku okrzesania i ogłady. no bo jak tutaj oglądać pasjonujący film o wspinaczce jak ktoś siedzący obok ślini ci rękaw. albo w trakcie prelekcji znanego himalaisty głośno gaworzy o swoich potrzebach gastro-laktacyjnych. no i najważniejsze, Z. nie ma jeszcze polaru. a dress code, każdego szanującego się festiwalu górskiego, mówi wyraźnie: wstęp tylko w polarze 😛 pomijając jednak te wszystkie rzeczy postanowiliśmy wpaść tam by przywitać się z kilkoma druhami oraz zaczerpnąć festiwalowo-górskiego powietrza.

na miejscu oczywiście, tak jak przewidywaliśmy, nie obyło się bez lekkich scen. Z. jako, że ambitna z niej dziewczyna, nie mogła się przez dłuższy czas pogodzić się z faktem, że aktywny członek klubu wysokogórskiego musi umieć chodzić. no przynajmniej uprawiać jakąkolwiek inna formę samodzielnego przemieszczania się. jak pełzanie lub turlanie. moje uwagi, że wypadałoby umieć się jeszcze samodzielnie podpisać na deklaracji członkowskiej, zostały oschle zignorowane.

jednak gorycz rozczarowania Z. brakiem angażu do klubu wysokogórskiego, udało się ugasić sowitą porcją mleka. natomiast urażoną dumę niemowlaka ukoić zakupem ambitnej literatury tematycznej 🙂

 pierwszy festiwal Z. zaliczony! a co za tym idzie, powstało sporo ambitnych planów na wspólne szczytowania. ustaliliśmy, że będziemy stopniować sobie trudności. i tak oto w planie na ten sezon jest zdobycie przez Z. swojego pierwszego tysięcznika.

a więc…

Wielka Sowo, nadchodzimy! 🙂