Dotarły do mnie głosy zawodu i rozczarowania za sposób potraktowania fotorelacji z eksploracji gór ołowiano-kaczawskich, popełnionej stronę temu. Przyznaje, że innowacyjna forma mogła budzić uczucia odbiegające od tych, zazwyczaj towarzyszących, czytającym o przygodach gigantów surviwalu. Sam przyznam, że zaproponowane rozwiązanie, nawiązujące do pisma obrazkowego, było eksperymentem. Na skuteczny z zamysłu, sposób wyrazu bez specjalnego wysilania sie z mojej strony. Dlatego przyjmuję na pierś inwektywy o niegodnym potraktowaniu owego leExpedition i twórczej degręgoladzie. Dlatego w ramach reporterskiego uzupełnienia dodam, że : wyprawa odbyła się, przebiegła w sposób jaki została zaplanowana, okraszona została wieloma sukcesami zarówno w wymiarze sportowym jak i towarzyskim, po czym zakończyła się 🙂
I na przeprosiny jeszcze jedną zaległą pokażę. Z tych zaległych, co już na tyle dojrzała, że na dysku pliki ze zdjeciami niemiło zaczęły zalatywać reporterskim rozkładem. Potraktujmy to więc jako pokutę i ostateczne rozliczenie z minioną zimą. Która notabene wyprawowo obrodziła i apetytu na resztę sezonu narobiła. Aż się zrymowało 😛
Pomysł by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady narodził się jakiś czas temu. A niedawno temu życiowe koleje losu przestawiły zwrotnicę prowokując do galopu przez prerie z wiatrem we włosach. A wiatr zmian wiał ze wschodu. Korci by odkryć tam co nieodkryte i poszukać pinu do osiagnięci duchowej nirvany. Tylko co tam robić? Natchnienie przyniósł serial z pewnej platformy, przy której zmarnowałem za dużo wieczorów życia. Tam grali, że trza kowbojem zostać i na koniu jeździć, widoki kontemplować. No i mi się to spodobało. Tylko skąd konia wziać. Takiego dzikiego, bo to sobie trzeba samemu złapać i ujeździć, żeby się liczyło. Królestwo za konia. No i tak to się zaczęło…

Jak już szukać Konia to najlepiej niedaleko 😉

W pierwszej kolejności zaczęliśmy śledzić zaprzęg koni mechanicznych.

Gubiąc trop poszliśmy za głosem rozsądku czyli pod prąd.

Rozsądek ma jednak to do siebie, że nie zawsze działa racjonalnie.

Dlatego postawilismy na instynkt, który aż krzyczał by gdzieś poszczytować.

Całe szczęście nadciagnęły posiłki. Na problemy terenowe Kol. Kierownik!.

Empiryczne podejście do tematu poszukiwań miało być receptą na powrót do gry.

Odpowiednie przygotowanie teoretyczne…

…potrafiliśmy dynamicznie wdrożyć w praktyce.

Martwiły tylko zasępione miny padlinożerców czekających na nasze potknięcie.

A ten scenariusz nas nie interesował.

Okazało sie, że nad Iną nie da sie inaczej.

Dlatego jedyną słuszną decyzją było poszerzyć horyzonty!

Bo te poszerzone dają szersze spojrzenie i lepiej wyglądają na zdjęciach.

Efekty tego taktycznego manewru były spektakularne.

Pełne oświecenie…

…i odpowiedź na pytanie jaki kierunek obrać.

Więc aktualnie jakby co, to anglezuje prowadząc dzikie stado mustangów w kierunku Bieszczad 😉