W kalendarzu wybiła właśnie jesień. Trochę niespodziewanie, bo za oknem na to, chwila temu, nic nie wskazywało. Wiec lekko zaskoczony jestem, że to koniec. Zwłaszcza, że fajne to lato wyszło. Mocno przygodowe. Dbały o to przede wszystkim panny K i Z. Więc wypadałoby z mojej strony coś tutaj podsumować. Ale to może na długie jesienne wieczory zostawię, bo długo by tu relacje prawić. Natomiast o jednej, reporterski obowiązek, nie pozwala zapomnieć…
Wyprawowo-przygodowa wisienka na torcie. Danie główne w szczycie sezonu. Dosłownie i w przenośni. Brzmi trywialnie? Oczywiście! Bo jak inaczej nazwać dziewiczy atak na dwutysięcznik młodych alpinistów z Polszy? Wyprawa życia? Najwyższe życiowe osiągnięcie? I to kilku młodych żyć na raz. Nie ma poety, który by temu podołał. Dlatego w formie szybkiego reportażu spróbuję.
Z racji, że na Rysach w sezonie tłoczno, na dziewiczy dwutysięcznik wybrano dalszy i mniej uczęszczany cel.
Skład wyprawy, choć bez doświadczenia powyżej dwóch tysięcy, niezwykle mocny i ambitny
Do obozu 0 dotarliśmy zgodnie z nakreślonym planem.
Aklimatyzacja również przebiegała wzorowo…
…do czasu gdy doszło do załamania pogody.
Odcięci od świata, musieliśmy kiblować w bazie, zmagając się z codzienna rutyną.
Znaleźliśmy się w naprawdę trudnym położeniu.
Pozostało nam jedynie wypatrywać okna pogodowego.
Więc bacznie wypatrywaliśmy.
Wiedzieliśmy, że nadejdzie w końcu ten dzień.
W końcu nasza cierpliwość została nagrodzona! Trzeba iść!
Zmasowany atak szczytowy miał wiele twarzy. Niestety nie obyło się bez pomocy szerpów.
Ale udało się! Osiągnęliśmy bezapelacyjne zwycięstwo!
Cały zespół alpinistów wyśrubował swój nowy Personal Best!
Z szacunku dla kraju gospodarzy zatknęliśmy ich flagę na dziewiczym szczycie.
Finalnie wynik sportowy cieszył, ale najwyższą wartością tego wspólnego zwycięstwa były poszerzone horyzonty i wyznaczone kolejne cele 🙂