dzisiaj trochę będzie światowo. „expect the unexpected” brzmi mi w głowie. to refren piosnki zagramanicznej z dawnych lat. jak jeszcze na mtv teledyski puszczali. niejacy Dog Eat Dog to śpiewali. nie mylić z takim zasuszonym znanym raperem. Oni najbardziej chyba byli znani z kawałka „no fronts”. generalnie zacna kapela z fajnym brzmieniem.
tytułowa piosenka chodzi mi po głowie nie bez powodu. na początku roku skrzętnie zaplanowałem listę celów wycieczkowo-wyprawowych do zaliczenia. na półmetku roku pańskiego tego, plan realizuję z wybitną skrupulatnością. a wręcz z ponad 100% skutecznością. taki wynik udało się osiągnąć dzięki ostatnim wydarzeniom. a właściwie jednemu, niespodziewanie upchniętym w kalendarzu. nieoczekiwanemu i nie planowanemu wypadowi w beskid niski. padł pomysł. zebrała się ekipa. szef nie grymasił i wniosek urlopowy podpisał. i pojechaliśmy. z KOBIETAMI! to słowo wytrych dzięki któremu ten wypadł mógł być możliwy 🙂
ale po kolei:
po 7 miesiącach historia zatoczyła koło i na powrót stanąłem u bram beskidu niskiego …
…po przekroczeniu, których ruszyliśmy rączym krokiem ku przygodzie
oczywiście charakter wyprawy wymagał czasu na dokładną rejestrację i kontemplacje otaczającej nas przyrody…
…i podziwiania lokalnej architektury.
jednakże nasza droga na pierwszy rzut oka prosta i łatwa…
…pełna była logistycznych niuansów, którym musieliśmy stawić czoło.
udało się jednak sprostać wszelkim przeciwnościom i przeszkodom!
A nagrodą były nieistniejące krainy…
…szczyty najwyższe (z racji, że to beskid zwany niskim, szału nie było i wyglądało to jak wyglądało)…
…piękne widoki…
…najlepsze hotele.
THE DREAM TEAM
P.S.
na koniec fotka z mojego ulubionego cyklu „perełki”. fotka z pierwszego beskidzkiego zjazdu zarządu EMG Relationship Consulting 🙂