Za oknem wiosna nabiera rozpędu, a ja twórczo jeszcze z zimy się nie wygrzebałem. W reporterskich powinnościach lista zaniechań długa jak kolejka kiedyś za mięsem na kartki. A mięsa teraz dużo, bo wyprawowo obrodziło w tym roku.
Kiedyś pisałem o tym, że słowo „wakacje” traci swój czar w momencie, gdy przechodzisz życiowo w tryb dwudziestu kilku dni urlopowych. Nic nie pozostaje już wtedy takie samo i niestety nie da sie już tego odkręcić. O tym, że to już nie działa przerobiłem właśnie w tym roku, gdy życie po kilku dekadach rozłąki wpisało mi na powrót w kalendarz termin „ferie”. Głównym sprawcą tego zamieszania jest Z. To jej szkolne powinności, a własciwie ich brak spowodował, że w kalendarzu naszego stada pojawiła się fajna alternatywa. Tylko teraz trochę te ferie takie oszukane. Ich blask trochę blednie, gdy trzeba z tych dwudziestu kilku dni, co nieco na nie wysupłać. No chyba, że się aktualnie nie świadczy stosunku pracy, jak to się tak ładnie mówi 😛
Z racji, że taka okazja pojawia się raz w życiu, pierwsze ferie trzeba było godnie uczcić! Wiadomo, że nie ma nic bardziej przystającego do rangi wydarzenia jak ekspedycja nad ekspedycjami, która zapisze sie złotymi zgłoskami w wyprawowych annałach. I tak oto połączyliśmy nasze siły z innymi stadami, zrzeszającymi młodych adeptów ekscytujacych przygód i ruszyliśmy w nieznane. Reszta jest już historią…
Uwielbiamy zapach przygody o poranku.
W celu kolekcjonowania mocnych wrażeń, na przygodę wybraliśmy czarodziejską krainę Oz.
Choć od poczatku miałem dziwne wrażenie, że wpadliśmy jednak do króliczej nory.
Aby rozstrzygnąć gdzie trafiliśmy, nie pozostało nam nic innego, jak poszukać czarnoksiężnika z Oz albo Alicji z krainy czarów.

Ostatecznie żadnego z nich nie spotkaliśmy, ale za pomoca metod organoleptycznych stwierdzono, że była to zaczarowana kraina pełna magii.

Dlatego goniliśmy dalej tego króliczka 🙂
Okazało się jednak, że złapanie go nie będzie takie łatwe.
Pojawiały się pierwsze watpliwości i pytania o sens, z którymi trzeba było się zmierzyć.
Aby móc płynnie przejść z pogoni do realizacji marzeń, musiało upłynąć trochę czasu.
Kluczowe okazało się obranie odpowiedniej drogi…
…najlepiej aby była prosta i z górki.
Ale z góry wiadomo, że to tak nie działa.
Że trzeba wyjść ze strefy komfortu.

By na koniec dnia powiedzieć, że było warto 🙂
I co dalej?
Zaczynamy od nowa? 😉