„O taką Polskę walczyliśmy” mawiał klasyk. I nie chodzi tu nawet o zbieżność dat z 11 listopada, choć ta nieprzypadkowa. Potrzeba wspólnej wędrówki eskalowała od dłuższego czasu, a podgrzewane oczekiwaniem emocje wręcz buzowały jak woda w jetboilu. To musiało eksplodować. Pospolite ruszenie przerodziło się w ofensywę jakiej nie widziano od lat. Cały szwadron Gigantów Surwiwalu, wyposzczonych i uciemiężonych obowiązkami dnia codziennego, powstał z kolan. To musiało się udać, i udać się udało. Prawo do niepodległości leExpedition, zwyciężyło!
Zaczęliśmy z wysokiego C. Pierwszy tysięcznik został wciągnięty niejako na rozgrzewkę w ramach aklimatyzacji. Przy okazji była to dla mnie osobista podróż sentymentalna na pierwszy tysięcznik zdobyty z Z.
Z tego miejsca perspektywy na przyszłość mieniły się w pięknych barwach
Nabrawszy aklimatyzacyjnej krzepy i mentalnych sił witalnych przedarliśmy się w małych grupach do punktu zbiorczego, gdzie wszystko się skończyło i zaczęło od nowa.
Połączone lotne brygady Gigantów Surwiwalu, przybyłe na miejsce z najodleglejszych krain za 7 górami i lasami, mogły rozpocząć swój godowy taniec z okazji Niepodległości idei leExpedition*
*zdjęcie z wieczorku zapoznawczego, inaugurującego 3 dniowe obchody święta Niepodległości, celnie ukazuje stan upojenia przygodą i entuzjazm poznawczy towarzyszące nam przez kolejne dni.
Na dowód załączam potwierdzających to, tych oto pięknych i wyprasowanych świeżością Panów 🙂
Tak! Byliśmy gotowi i żądni wyzwań!
Dlatego cele sportowe zostały zrealizowane z wręcz rekordową skutecznością, w pierwszej kolejności.
To był czas na gratulacje, radość z tego co już razem osiągnęliśmy.
Napędzeni sukcesem chcieliśmy i byliśmy gotowi na więcej.
Ale najpierw musieliśmy określić, w jakim kierunku powinnyśmy podążać z realizacją naszej wizji i czym jest dla każdego leExpedition.
Potem ruszyliśmy w tym kierunku.
Po okolicznych widokach utwierdziliśmy się, że obraliśmy słuszny kierunek.
Fota w celu podbicia not w kategorii „autobiografia z pofałdowanej części życia” i bez kitu to nie moja butelka.
Z marketingowego powodu, jak na łesternie, podążyliśmy w kierunku zachodzącego słońca, po kolekcje kolejnych zacnych widoczków.
Zachód był jednak szybszy i okazała się niezbędna szyba transformacja w tryb nocny.
Z sukcesem oczywiście 🙂
Gdy „oby do rana” się ziściło, okazało się, że ekipa nadal się rozrastała.
Opatentowaną metodą rejestracji optycznej zarejestrowano nadciagające kolejne, ekscytujące doznania.
Po raz kolejny na Gigantów Surwiwalu spadło, że trzeba zewrzeć szyki.
Uświadamiasz sobie wtedy, że kolejny dzień jesteś odpowiedzialny za dźwiganie brzemienia. Za udaną przygodę.
Rozwiązanie jest tylko jedno…Trzeba Iść!
I dużo rejestrować. Jakkolwiek ale tak.
No i Iść 🙂
Balans też jest bardzo ważny. Zarówno życiowy jak i ten gimnastyczno-fizyczny.
No i szersze spojrzenie.
Bo na koniec dnia i tak wychodzi, że…
… piłka jest jedna a bramki są dwie 😛
Piękne w tym wszystkim było, że skład rósł w siłę do samej ostatniej wieczerzy 🙂
A ta była prawdziwą ucztą dla Twojego plemienia leExpedition 🙂
Poranek zmroził entuzjazm. Atmosferę próbował ratować nieśmiały promyk słońca, ale wyrok zapadł…
Nadszedł czas się rozejść.
Całe szczęście zostały zapisane koordynaty kolejnego leExpedition…więc cdn 🙂