Na zegarku właśnie wybił sierpień, który kojarzy mi się zawsze z dodatkowym urlopem. 15 sierpnia. Dziś to skojarzenie jest tym bardziej sentymentalne, bo właśnie skończył się ostatni dzień 3 tygodniowej dyspensy od czynności służbowych. Ostatnio rozbestwiłem się i rozpasałem w tej materii i z dwóch miesięcy 5 tygodni spędziłem w stanie bezczynności. Na legalu oczywiście 😉 A że człowiek do dobrego się szybko przyzwyczaja, dlatego tak w kalendarz tęskno już zerkam, ile trzeba będzie do tego 15go czekać.
Ale do brzegu. W tym roku maraton urlopowej beztroski zaczął się w boże ciało. Przypadek? Oczywiście że nie 😉 I o tym będzie dzisiejsza historia.
Boże ciało od lat rządzi się swoimi prawami stąd tym razem nie mogło być inaczej. Męska przygoda przyprawiona dreszczykiem adrenaliny, podana w atrakcyjnej formule z widoczkami w tle. Jak zwykle wyszło przepysznie.
Na dowód gęby syte i upojone przygodą 🙂
Ale od początku…bo każdy początek ma miejsce na dole.
Potem należało zdobyć kolejne stopnie wtajemniczenia.
Do tańca nikogo nie trzeba było specjalnie zapraszać.
Wszyscy płynęli na fali entuzjazmu 🙂
Przed nami wyzwanie by wejść na wyższy poziom.
Najważniejsze by nie sparzyć się, na początku, ewentualnymi trudnościami.
Mawiają że „sky is the limit!”
Żeby nie patrzyć za siebie…albo w dół?
Że jeden krok jest wielkim krokiem dla ludzkości.
A Ty zastanawiasz się czy to wszystko nie jakiś bulszit?
Dopiero ogarnięcie perspektywy z góry, na całokształt, uświadamia Ci, że…
…musisz odnaleźć to co lubisz i zacząć to robić…jak mawiał klasyk 🙂
W zaistniałych okolicznościach ta puenta została oficjalnie przegłosowana.
Pseudofilozoficzny bełkot o dogmatach, czym jest męska przygoda, był preludium…
…by konsekwentnie zadbać również o strawę dla ciała!
Zwłaszcza, że przed nami majaczyły kolejne egzystencjonalne wyzwania.
Zaufać instynktowi?
Tam gdzie podpowiada rozsądek czy zgłębić niezbadane?
Odpowiedz była oczywista 🙂
Choć z biegiem czasu pojawiały się kolejne pytania o trafność wyboru.
Na szczęście na końcu pojawiło się światło w tunelu!
Tradycyjnie odpowiedzią na wszystkie pytania było osiągniecie duchowej nirvany!
Po wszystkim wszyscy rozeszli się do domów.
Jedynie ja zostałem z pytaniem „kurde człowieku quo vadis?”