ZŁOTY PUCHAR

niedziela wieczór, kanapa w salonie. w ręku puchar wypełniony nagrodą…czystym złotem! takim z pianą i bąbelkami o aromacie pilznera. puchar przyznałem i wręczyłem sobie sam. bo według kapituły składającej się z mej osoby, zasłużyłem 🙂 to drugi złoty puchar dziś. pierwszy był taki wirtualny, przyznany przez serwery niejakiego endomondo 😛

bo tak oto dziś, przed wschodem słońca, ma noga stanęła zwycięsko na mecie pewnego rajdu. jak to dziś usłyszałem od jednego z organizatorów widzącego me lico: „co roku te same gęby”. jest to niejako potwierdzenie, że był to mój start któryś tam w owej imprezie, którą notabene w ten sposób lubuję.

 

nikt nie spodziewał się jednak tak spektakularnego wyczynu jak w tym roku. tym bardziej MY. łażenie samemu nocą po lesie wydaje mi się mało atrakcyjne, stąd liczba mnoga. poza mądrością i doświadczeniem w wędrowaniu (ja z Edem), młodzieńcza fantazją i szybkością (Tuptuś), dodaliśmy element zaskoczenia (Marcin), który zaczaił się na ostatnich kilkunastu kilometrach i ciągnął na świeżości ekipę na finiszu, ku chwale i nieśmiertelnej sławie! tak własnie perfekcyjnie zbilansowana mieszanka osiągnęła rekord wszechczasów!

wszystkie 22 punkty odnalezione, przemaszerowanych 56 km w 10h 55min !!!

starczyło to do wdarcia się do pierwszej 50 rankingu. pielęgnując personalną propagandę sukcesu pt „jak być suksesful” nie pozostaje mi nic innego dodać, że dla piechurów stających w szranki z biegającymi w kalesonach jest to sukces nie lada 🙂

P.S.1

niesiony entuzjazmem, po powrocie do domu dałem się namówić dwóm Damom, by rozruszać zakwasy, nabijając jeszcze kilka km. tym razem, ku ich niezadowoleniu, w trochę mniej ambitnym tempie 🙂

P.S.2

niesiony entuzjazmem pisząc owe wypociny, przyznałem sobie jeszcze jeden puchar pilznera w nagrodę 😀