WYSOKOGÓRSKI DOUBLE PACK vol 1

chrzęst lodowca pod rakami. zimna stal czekana w ręku. wokół wszechogarniająca przestrzeń w kolorze bieli i skały. kująca w uszy niesamowita cisza zakłócona jedynie przez przyspieszony oddech. smak potu. interakcja wszystkich zmysłów pracujących na najwyższych obrotach, podrasowana koktajlem dopamino-adrelinowym. zachwyt, strach, podekscytowanie, zmęczenie przepychające się wzajemnie o pierwszeństwo w Twej głowie. tego się nie zapomina. raz zapisane na twardym dysku zostaje tam na zawsze. może przejść w stan uśpienia, utkwić w stanie hibernacji w trakcie prozy życia doczesnego na nizinach. jednak w głębi duszy tęsknisz. przywołany smak gór wysokich zawsze powoduje efekt pawłowa. przyspieszony puls, wypieki na twarzy na samą myśli o związaniu się liną z Towarzyszami przygody…

udało się! w końcu! piękne uczucie. euforia! kilkuletni post dobiegł końca. uczucie życia pełną piersią, że jeszcze Polska nie zginęła 🙂 ochota wykrzyczenia całemu światu, że wróciłem do gry! Ha!

myślę, że przypadek mej ekscytacji ociera się o klasykę gościa, który pierwszy raz przyćpał po wyjściu z przymusowego detoksu 😛

ale po kolei. zakończenie kilkuletniej smuty bez gór wysokich był priorytetowym przyrzeczeniem nowo rocznym. przyrzeczeniem, którego realizacja ze względów pandemiczno-życiowych, było obwarowane niezwykle dużym marginesem błędu. splot zagmatwania sytuacyjnego osiągnął w piku status gordyjskiego. rozsupłanie go możliwe było jedynie dzięki zastosowaniu metody beskidzkiej*. określenia w czepku urodzony i siódmy dan w skoku na cztery łapy są tutaj jak najbardziej adekwatne do podsumowania, dlaczego ten wyjazd doszedł w moim przypadku do skutku.

piz Bernina. tak się nazywa bohater tej relacji. dostojny i majestatyczny, mający niezwykle atrakcyjny argument po swojej stronie. Biancograt. grań, o której powabie gógle wyszukuje pieśni chwalebne, a sam jutub uroki sławi.

i tak oto górze tej wyzwanie rzuciliśmy. i polegliśmy z kretesem. bo góra miała w stosunku do nas inne plany. nie biancograt, nie droga normalna, a wariant kombinowany miał być skuteczny w kontrze do taktyki defensywynej Bernina. ale nie był. my vs góra 0:1

ale jak to mawiają Ci co nie wygrali…nie ważny wynik, ważny udział 😛 a udział w tej wyprawie był czystą przyjemnością 🙂

oczywiście wszystko z miłości. do gór, przygody i Druhów, z którymi wiążesz się liną :*
w ramach aperitif popas u stóp Zugspitze
po miłym wstępie przychodzi zgłębić temat. wynik analiz meteorologicznych ukazuje, że jesteśmy w…trudnej sytuacji
pozostaje nam wyjść ze strefy komfortu
ale my się zimy nie boimy, morale dopisują
wrota na szczyt stoją otworem
zapach przygody o poranku był sygnałem do ataku
wiedzieliśmy, że trzeba będzie się wspiąć na wyższy poziom
a tam powiało optymizmem, że będzie prosto z mostu
taktyka szybkich, wertykalnych rekonesansów zdawała się to potwierdzać
i już wspięliśmy się do ogródka, szczytując z gąską…
aż nagle znaleźliśmy się w kropce
analiza taktyczno-topograficzna w kontekście meteorologicznym brzmiała: chłopaki noł faking łej tudej. ani tumoroł
mimo apetytów pozostało obejść się smakiem. plan A stał się planem na przyszłość
pozostało zagarnąć to co było w zasięgu ręki
i ruszyć w poszukiwaniu planu B
a ten jawił się już na horyzoncie jako kolejna przygoda, na myśl o której ciekła ślinka
ale o tym w następnym odcinku 🙂
bo szoł mast goł on 🙂
w planie A wystąpili i plan B uknuli:
Koniu, Mateusz, Horo, Dziki

*metoda beskidzka – filozofia, stan umysły, postawa życiowa zawierająca elementy mindfulnes, propagująca postawę easy going i jakoś to będzie. główny nurt metody beskidzkiej wiąże się z dryfowaniem wraz z życiowym prądem, w oczekiwaniu na to co napotkamy i przyjmiemy z pokorą. z uśmiechem na ustach 🙂