już tylko godziny roku 2018 pozostały, więc w ramach reporterskiego obowiązku wysilę się na kilka zdań podsumowania.
to był bardzo dobry rok. wybitnie udany. wręcz wyjątkowy i niepowtarzalny. najlepszy! bo tylko tak mogę w sposób pospolity okreslić 365 dni spędzonych razem z Z.! na sposoby mocniej wyszukane i wzniosłe, okresleń naszej interpersonalnej relacji, nie będe sie tutaj bardziej silił. bo owa jest na tyle obszerna, że do 2019 pisać mi zejdzie. a na tyle prywatna i osobista, że personalny barometr ekshibicjonizmu alarmuje, że to nie miejsce, by się z czymś tak wyjątkowym obnosić.
bo w korelacji z wielopłaszczyznowym, nieustającym pasmem sukcesów i wynikającym z tego faktu permanentnym samozadowoleniem z siebie wychodzi na to, że jestem największym szczęściarzem na świecie 🙂
tyle na ten temat, bo sam z wiem jak strasznie wkurwiająco-irytujące jest czytanie o tym, jak ktoś jest zajebiście kurwa suksesfull 😛
dlatego poniżej o osiagnięcach, które mogą stanowić co najwyżej Sudety osiagnięć ludzkich możliwości (choć ja forsuję tezę, że to moje Himalaje)
poniżej 3 skalpy z 2018, debiutanckiego sezonu biegowego. z biegu gdzie wszysto się zaczęło i nabrało sensu. z biegu gdzie dawali fajny medal. i biegu gdzie trzeba było się sprawdzić i zmęczyć, a start i meta były pod domem, więc nie wypadało inaczej.
sezon 2018 uważam oficjalnie za zamknięty. jutro start przygotowań do kolejnego. by wszystkie, w pocie czoła wyżyłowane, życiówki wymazać z personalnych annałów zapisanych na kartach kronik endomono 🙂
Wszystkiego suksesfull w 2019!