połowa września jest czasem gdzie kurz wakacyjnych uciech powoli opada i wypada się twórczo ogarnąć. nadchodzi czas odrobienia lekcji i wygrzebania z zaległości. wszak historii i bajtów zdjęć się nazbierało do dziennika przygody. stąd zaczynamy cykl wakacyjnych retrospekcji.
dziś szybka i dość krótka historia pewnego święta. 15 sierpień. data szczególna, bo to taki świąteczny dublet. duma z historycznego cudu nad Wisłą splątana kalendarzowo z…tutaj podeprę się na ramieniu wujka google… „Wniebowzięciem Najświętszej Maryi Panny, znanej także jako Matki Boskiej Zielnej”. o ile z drugą okazją niespecjalnie mam jakiekolwiek konotacje, to z pierwszą mam nawet fajne wspomnienia. to był rześki sierpniowy poranek. miałem 12 lat i byłem na koloniach pod Wałbrzychem. na porannym apelu wciągnięta została flaga na maszt, odśpiewaliśmy hymn i oznajmiono nam, że od dziś ten dzień jest świętem wojska polskiego. wzorowa scena z poradnika indoktrynacji dla kolonijnych opiekunów 🙂 zielonego pojęcia nie miałem wtedy dlaczego ani po co. tym bardziej nie mogłem wiedzieć, że będzie to jedno z moich ulubionych świąt. nie z faktu zamiłowania do militariów tylko z czystego pragmatyzmu. nie miałem pojęcia, że nastąpi taki dzień gdy synonim wolności, jakim jest beztroski stan umysłu pt. „wakacje”, zostanie zastąpiony w moim życiu szorstko brzmiącym terminem „urlop”. sztywnym i krępującym ruchy, niczym gorset, ograniczeniem skondensowanym przez kodeks pracy do 26 dni w roku iluzji wolności. nie wiedziałem, że w dobie tych okoliczności 15 sierpnia będzie asem w rękawie, którym można oszukać system. który rzucasz na stół przy licytacji planów urlopowych mówiąc sprawdzam. wygrywając w sierpniu ekstra bonus jednego dnia do wypasionego 2 tygodniowego urlopu sezonu w pobierowie albo karpaczu. tylko, że w tym roku dublet świąteczny 15 sierpnia wypadł kurwa w sobotę.
kierując się naczelna życiową zasadą, że szklanka zawsze do połowy pełna, należało przekuć całą sytuację na swoją korzyść prąc w kierunku bycia sukcesful. bo toż to niegospodarne tak asa z rękawa marnotrawić. więc idąc tym tropem sobota 15 sierpnia 2020 okazała się idealną porą, aby połączyć pewien cud wraz z wniebowzięciem. rozpakowałem tego dnia swój prezent urodzinowy. po rozwiązaniu kokardki i uchyleniu wieczka w środku znalazłem..cud. tym razem nad Odrą, cud wniebowzięcia, skoku w przestworza i swobodnego spadania. z opatrznością bezpiecznego lądowania, na dowód którego owe wypociny tu nakreślone. I nawet ta zielna z zielona górą się spasowała 🙂
odpowiedz „tego nie da się opisać” na pytanie „jakie to uczucie skoczyć z 3000 metrów i mknąć ku ziemi z prędkością 200 km/h?” byłaby pójściem na łatwiznę. stąd próba by jednak ten wybuchowy koktajl emocji spróbować usystematyzować w kolejności chronologicznej 🙂
PODEKSCYTOWANIE
CIEKAWOŚĆ
NIEPOKÓJ
TRWOGA Z ELEMENTAMI PANIKI
ZWĄTPIENIE
BEZSILNOŚĆ
NOSTALGIA
OSWOJENIE
WDZIĘCZNOŚĆ
EUFORIA
UPOJENIE
ZACHWYT
UNIESIENIE
PYCHA
OTRZEŹWIENIE
ZADUMA
ŻAL/RADOŚĆ
MIŁOŚĆ