kluczowym postanowieniem noworocznym w 2019 i to nie tylko moim, było wprowadzanie żelaznej reguły, że jako szanująca się Brać musimy…się szanować 🙂 ostatnimi czasy , w obrębie męskiego członu mej wędrowniczo-przygodowo-rozrywkowej bańki towarzyskiej, doszło do kilku dyskursów na temat sensu życia wszelkiego. bedę tu mocno podbijał tezę, że królowały przede wszystkim te wysublimowane intelektualnie o zabarwieniu filozoficznym i egzystencjonalnym. ale z racji, że nie samym kawiorem i poezją człek żyje, debaty miały również mniej górnolotną tematykę, ocierająca się o prymitywne instynkty i fizjologiczne ludzkie, męskie potrzeby. wędrowania oczywiście 🙂 wszystkie wnioski sprowadzały się do jednej diagnozy. idea leExpedition zmagała się w ostatnich czasach z permanentną impotencją sprawczą. była kultywowana incydentalnie, a jakiekolwiek próby jej incydentalnej reaktywacji wynikały bardziej z czystej przyzwoitości czy bardziej poczucia wstydu. by nie zaprzepaścić wieloletniego dziedzictwa. dziedzictwa, które paradoksalnie w mejnstrimie przeżywa teraz rozkwit jako jakiś kurwa buszkrafting. „gdzie Rzym, a gdzie Krym” filozof kurwa spyta. bo to kurwa właśnie o ochronę dziedzictwa prawdziwej wędrówki tu chodzi! bo filozofia leExpedition dla homo sapiens w drodze, jest jak całokształt działalności UNESCO dla ludzkości plus panda dla WWF. to unikat! stąd musiało paść kilka żołnierskich słów. jako stwórcy, ojcowie założyciele, prekursorzy i najwierniejsi wyznawcy musieliśmy działać. musieliśmy zaatakować z grubej rury! tak by oddzwięk był jak najwiekszy, najlepiej zapolować na grubego zwierza! wybór mógł być tylko jeden! ŻUBRY!