FORSOWANIE ODRY czyli PIERWSZY DZIEŃ RESZTY ŻYCIA BLOGA OWEGO

z racji, że jakiś kapitalista podliczył słupki i w efekcie postanowił zamknąć przybytek blogowy, w którym koczowałem ponad 12 lat, przyszło mi poszukać nowego lokum. przyspieszyło to tylko kiełkującą od jakiegoś czasu myśl o czymś własnym. stąd decyzję o pójściu na swoje. i tak oto witam w moich nowych skromnych progach. dziś światowa premiera SIWYWLOS.PL !!! oto pierwszy dzień reszty życia bloga mego 🙂

na pierwszy ogień post o wyprawie, która miała miejsce w okolicach świąt bż. z racji wspomnianego zamieszania z przeprowadzką postanowiłem sobie ten łakomy kąsek zostawić na właśnie tą okazję

święta bż to czas spotkań z rodziną, wspólne rozmowy, wspominanie tego co było i snucie planów na przyszłość. tak przynajmniej w moich wszystkich rodzinach. zwłaszcza w tej mojej, mojej, gdzie szefuję jako głowa owej rodziny. no i tak właśnie będąc w świątecznych gościach mej rodziny, u mej rodziny Dziadków/Teściów miałem poważną pogawędkę z Z. generalnie poszło o nasze wędrówki. przegaworzyliśmy temat i doszliśmy do wspólnych wniosków, że trzeba ruszyć ku kolejnej wyprawie. spacery spacerami, ale Z. już zbliżała się do wieku 3 miesięcy, więc też trzeba było planować coś bardziej ambitniejszego. zwłaszcza, że egzamin z pierwszej wyprawy w interior zdała celująco. z racji, że byliśmy w Łyso u brzegów odry, padł pomysł na to by ją sforsować i przedrzeć się do republiki federalnej sąsiadów. plan niezwykle ambitny, miałem pewne obawy. ale nie mogłem zawieść oczekiwań Z., która z podekscytowania obśliniła wszystko w promieniu trzech metrów od kołyski. uzbroiwszy się w pampersy i profesjonalny sprzęt do forsowań cieków wszelakich ruszyliśmy ku przygodzie.

 

 

na wstępie odrobiliśmy z Z. lekcję historii i patriotyzmu, składając hołd tym, którzy byli prekursorami forsowania odry w mrocznych czasach, za to w wybitnie słusznej sprawie

potem już skupiliśmy się na samym forsowaniu. okazało się jednak, że nie będzie łatwo. dostępu do samej odry broniły zwarte szeregi terenów zalewowych

musieliśmy wrócić do punktu wyjścia by ocenić nasze szanse i wytyczyć nowe kierunki natarcia

wiedzieliśmy, że droga nie będzie tak prosta, jak się wydawało i będzie wymagać od nas heroicznego wysiłku

dzięki mojej wytrenowanej zajebistości w dziedzinie topografii i wrodzonej gibkości Z. udało nam się znaleźć wyrwę w zasiekach

meandrując pomiędzy przeszkodami parliśmy do przodu

ale im bliżej celu tym świat stawał się coraz bardziej podwodny

finalnie dotarliśmy do brzegu odry! było ciężko. byliśmy zmęczeni ale zadowoleni. jednak to dopiero połowa drogi. nasz cel, republika federalna sąsiadów, majaczył po drugiej stronie jak ulotna fatamorgana

tym razem jednak musieliśmy odpuścić. zastane warunki były zbyt ciężkie, a nasz sprzęt za małego kalibru.

Jako starszy i bardziej doświadczony musiałem podjąć decyzję o odwrocie. Z. była niepocieszona. na początku było trochę płaczu i zgrzytania dziąsłami. jednak uczucie rozczarowania szybko przerodziło się w poczucie zadowolenia. z tego, co się nam wspólnie udało, tego dnia osiągnąć 🙂

cdn…