tytuł trochę z powodu, że Małżonka ma mi dziś na obiad zrobić i już się oblizuję z podekscytowania 😛 ale jest też drugi powód, trochę smutniejszy. kiedyś użalając się nad sobą, że nie pojechałem z ekipą w tatry, powołałem pod wpływem chwili, cykl „retrospekcja czyli mielony z buraczkami”. czyli zamiast jechać ku przygodzie, pierdzę w domową kanapę i wrzucam tu jakieś stare odgrzewane kotlety wygrzebane z archiwum. ale od początku…
długi listopadowy weekend. w tym roku aż nawet dwa. termin od zawsze „nie naruszalny”, zarezerwowany na to co tygrysy lubią najbardziej. niestety z powodów perturbacji zdrowotno-rodzinnych zdecydowałem w tym roku owe przyjemności odpuścić. a w tym roku plan przewidywał spenetrowanie pienin i beskidu sądeckiego w stylu klasycznym. miała to być podróż sentymentalna śladami „Szwędowiska” z czasów prehistorycznych, czyli przed powstaniem niniejszego siwegowlosa. w lutym 2004 roku ruszyła pierwsza zimowa wyprawa ZSP pod kierownictwem, jakżeby nie inaczej, Kolegi Kierownika. pierwszy raz wtedy skosztowałem zimy w sposób, który stał się później ulubioną formą relaksu 🙂 z ciekawszych anegdot z tego wyjazdu to zostaliśmy w nocy przyłapani przez straż graniczną na nielegalnym zaanektowaniu pasterskiej koliby, w efekcie czego zostaliśmy karnie osadzeni w schronisku dla bezdomnych. Strażnicy też nie chcieli nas wpuścić do kraju przez przejście graniczne w przełomie dunajca, póki nie wyrzucimy (lub wypijemy) całego alkoholu przytarganego ze słowacji. Padł wtedy rekord świata w czasie wypicia litra beherovki 🙂 z pierwszych razów zaliczyłem jeszcze pierwszą noc w namiocie przy -20 stopniach. w śpiworku i namiocie z serii summer time. bezcenne doświadczenie 🙂 nagrodą za bezsenną noc był wtedy ten wschód słońca…
P.S.
aby zminimalizować ilość wrzucanych tutaj odgrzewanych kotletów i w ramach nadrabiania wyjazdowych zaległości grudzień ogłoszony został miesiącem z LeExpedition. Powitanie zimy i powrót do barlinka by zmierzyć się z demonami przeszłości! szczegóły wkrótce