WYSOKOGÓRSKI DOUBLE PACK vol 2

właśnie trwam na kwarantannie. bynajmniej niezaleconej przez sanepid. takiej autokwarantanie. nie wynikającej z czynników epidemiologiczno-higienicznych czy mody. jest to kwarantanna egzystencjonalna. której potrzeba rodzi się zawsze po uczuciu spełnienia, niczym kac po niezwykle udanym dansingu. jest niejako wyrównaniem rachunków. upewniającym Cię w poczuciu, że „równowaga w przyrodzie” nie jest tylko wyświechtanym frazesem w ustach fanatyków z pod znaku feng shui. tak się właśnie czuję. trochę zagubiony. wytrącony z codzienności próbuję wrócić na właściwe tory dnia powszedniego. z dnia na dzień jest coraz lepiej, nabieram coraz większego dystansu. ale tęsknię. bo nie można inaczej…

…leExpedition..

…odwzajemniona miłość…kwintesencja męskiej przygody…własnie co zakończonej!

aż świerzbią opuszki i klawiatura chętna by wykrzyczeć światu, o tym co się wydarzyło minionego weekendu…ale…zawsze jest jakieś ale. tym razem jest to chronologia, która czuwa by w tutejszym dzienniku panował ład. ład wiadomo, rzecz względna. ale tutaj mam ze sobą niepisaną umowę. taki pakt zawarty z…kurde jak się ten gość nazywa…eee…Alzhaimerem! chyba tak 🙂

to była przypadkowa przygoda, tak trochę niechcący. plan B nakreślony na szybko na kolanie. deser na osłodę głównego dania, które wyszło lekko przesolone. deser, który wyszedł przepysznie. bo nie miał prawa nie wyjść. gdy zapadła decyzja o końcu projektu „Bernina pic” pozostała kwestia skonsumowania pozostałości wakacyjno-urlopowego tortu. a zaostrzony apetyt na górską przygodę powodował tylko dodatkowe ssanie na przestrzeń, widoki i adrenalinę. dlatego decyzja była łatwa i oczywista. wszak obok czekała miłość od pierwszego wejrzenia. Dolomity!

3,2,1 start…
W rolach głównych: SIWY
KONIU
DZIKI
and DOLOMITY!
po delikatnym skalnym aperitif przyszedł czas na danie główne
specjalność zakładu: via ferrata Brigata Tridentina
Smacznego!
apetyty dopisywały od samego początku
kolejne metry były konsumowane ze smakiem
a że apetyt rośnie w miarę jedzenia…
szybko przeszliśmy do drugiego dania
ślinka ciekła a kubki smakowe szalały
osiągnięcie stanu nasycenia wisiało w powietrzu
by finalnie, niczym znak zorro, zapisać się złotymi zgłoskami w historii sztuki smakowania wysokogórskiej przygody
mamy to!
popić, zawsze pamiętajcie że trzeba na koniec popić 😉